Ryszard Koziołek
UCZTA Z MĘŻCZYZN NA CZARODZIEJSKIEJ GÓRZE
Ta opowieść pachnie mchem mokrym po deszczu i grzybami, które urosły w jedną noc, bo wczoraj ich jeszcze nie było. Choć w Empuzjonie bohaterowie mają na ustach „kulturę”, „cywilizację”, „technikę”, „sztukę” i „męskość”, to wokół nich i w nich samych rośnie, napiera i panoszy się groza zlekceważonej i rzekomo ostatecznie opanowanej natury. Zanim stłumione siły wybuchną I wojną światową, objawią się bohaterom w zapadłym, górskim uzdrowisku Görbersdorf.
Empuzjon Olgi Tokarczuk rozpoczyna się listą postaci jak w dramacie, choć jest to powieść, a nie sztuka sceniczna. To pierwszy sygnał nawiązania do Dialogów Platona, a zwłaszcza najsłynniejszego i literacko najdoskonalszego, czyli do Uczty (gr. Συμπόσιον, Sympósion). Nie tylko tytuł i temat (miłość i płeć) łączy Sympósion z Empuzjonem. Dziewięciu dyskutantów zgromadził na uczcie Platon i dziewięć jest osób powieściowych w powieści. I wszyscy są mężczyznami, którzy na tytułowej uczcie jedzą, piją i dyskutują o miłości, czyli o Erosie. U Platona miłość i obiekt miłości mają tylko jedną płeć – męską. Nie tylko Eros, ale i Logos (Słowo, Rozum) jest męski. Kultura grecka to spektakularny triumf jednej płci; narodziny i ugruntowanie homoseksualnego, intelektualnego elitaryzmu, który okazuje się równie wykluczający, co heteroseksualny paternalizm i seksizm chrześcijańskiego Zachodu.
fot. Przemysław Jendroska
To dlatego Tokarczuk potrzebowała Uczty jako założycielskiego traktatu, który stworzył metafizyczny fundament wykluczenia kobiety na wieki z kultury i polityki. Właśnie ta Grecja, która nauczyła nas myśleć, jest odpowiedzialna za wielowiekowe wmawianie, że myślą zawodowo, czyli filozofują, wyłącznie mężczyźni.
Obok Platona, drugim partnerem literackiej gry prowadzonej przez Tokarczuk jest Tomasz Mann jako autor Czarodziejskiej góry. Mann wymyślił pierwszy rozdział swojej najsłynniejszej powieści, kiedy w maju i czerwcu 1912 odwiedzał żonę leczącą płuca w sanatorium doktora Friedricha Jensena w Davos. Wybuch pierwszej wojny światowej przerwał pracę nad powieścią, a przede wszystkim zasadniczo zmienił jej pierwotny projekt. Początkowo chciał napisać duże opowiadanie w stylu Śmierci w Wenecji; tragikomiczną miksturę śmieszności i śmierci. Efekt końcowy, który ujrzał świat w 1924 r., był czymś zupełnie innym – wielkim freskiem portretującym inteligencję europejską w przededniu wojny. W mały światek sanatorium przeciwgruźliczego wprowadził Mann studenta Hansa Castorpa, który przeżyje tam siedmioletnią inicjację uwięziony w czworoboku uwodzących go postaci, który tworzą: Lodovico Settembrini – Włoch, wielbiciel oświecenia; Leo Naphta – Żyd i jezuita zafascynowany tyranią, Mynheer Peeperkorn – Holender, witalistyczny miłośnik życia, wreszcie Madame Kławdia Chauchat, którą pokocha. Wszyscy umrą, a odejście mentorów będzie kulminacją i końcem edukacji Hansa.
Hans Castorp w Empuzjonie nazywa się Mieczysław Wojnicz i przybywa do Görbersdorfu wczesną jesienią 1913 r. ze Lwowa, gdzie studiuje na politechnice. Akcja powiedzie nas zatem na Dolny Śląsk, gdzie kuracjuszy leczących gruźlicę prześladują dziwne, mroczne siły. Tytuł powieści Empuzjon jest połączeniem „sympozjonu” ze słowem „empuza”, jakim Arystofanes w Żabach nazywa czarownicę. Legenda mówi, że w lasach okalających Görbersdorf przebywają kobiety oskarżane o czary w czasach inkwizycji. Od tamtych czasów mszczą się na mężczyznach.
W Empuzjonie Olga Tokarczuk nie tylko załatwia feministyczne porachunki z Platonem i Mannem, ale uświadamia nam, że ich dzieło to dwa oddalone od siebie ponad dwa tysiące lat symboliczne słupy milowe znaczące niezmienny triumf męskości w intelektualnym zarządzaniu światem. Czyni ich odpowiedzialnymi za nasze współczesne kłopoty, jakie mamy z płcią; nade wszystko zaś za kłopoty z krzywdzącymi różnicami, jakie między płciami powstają, prowadząc do wykluczenia, poniżenia czy deprecjacji wszystkiego, co nie-męskie. A jednak Empuzjon nie jest antymęskim pamfletem, podobnie jak Platon i Mann nie są tekstami wprost antykobiecymi. Obaj są tak ważni dla Tokarczuk, ponieważ kwestia różnicy między płciami stanowi dla każdego z tych klasyków – starożytnego i nowoczesnego – fundament ludzkiej egzystencji, a w konsekwencji ludzkie różnice płciowe to czynniki determinujące urządzanie świata, w którym żyjemy.
Po to nas tam zabrała, na Ucztę i na Górę, których – jak zdaje się twierdzić – nie opuściliśmy, bo nadal nie wyszliśmy z platońskiej pułapki płci, którą Mann unowocześnił i zamknął nas tam jeszcze szczelniej.
GROZA JEST KOBIETĄ
Podtytuł Empuzjonu – Horror przyrodoleczniczy – wydaje się żartem i nim jest, ale takim, w którym żartujemy z rzeczy strasznych, żeby śmiechem pokryć lęk. Figurą tego lęku jest napotkany w lesie obiekt przypominający kobietę. Tego typu „instalacje” służyły węglarzom i pasterzom spędzającym miesiące w odosobnieniu do zaspokojenia seksualnego:
Była to jednak kukła utworzona z mchu, patyków, zeschłych igieł, próchna obrośniętego delikatną koronką grzybni. Głowa, całkiem zgrabnie wysklepiona, miała twarz z huby, w którą wbito szyszki jako oczy, a w jej miękkim materiale wywiercono otwór ust. Cienkie witki naśladowały długie włosy rozsypane wokół. Postać miała rozrzucone na bok ręce i nogi, a między nogami – to od razu przyciągało uwagę każdego patrzącego – znajdowała się ciemna wąska dziurka, tunel w głąb tego organicznego leśnego ciała. (Empuzjon)
Groza kryje się zatem w ziemi, w bezosobowej materii, ku której przyzywa mężczyznę pożądanie. Tym trudniejsze do odparcia, jeśli przyjmuje postać pięknej kobiety lub mężczyzny, których pragniemy lub których „coś” w nas pragnie; coś, co nazywamy popędem lub pożądaniem, a co jest integralnym składnikiem miłości. Poddanie się tej sile pozbawia nas racjonalności, samostanowienia, samokontroli; osłabia naszą jednostkową niepodległość, demaskuje niewystarczalność. Z biologicznego punktu widzenia, czyni z jednostki instrument zachowania gatunku.
fot. Przemysław Jendroska
Racjonalność i nauka nowoczesna wcale nie osłabiły kulturowego lęku przed kobiecością. Przeciwnie, przyrost wiedzy biologicznej w epoce Darwina uświadomił nam dowodnie, że obiecywana przez religie i mity wyjątkowość ludzkiego gatunku jest iluzoryczna. Wszystkie prawa przyrody stosują się do nas tak samo jak do komara czy królika. Idealistyczny mit platoński o filozofie-mężczyźnie, miłośniku pięknych dusz, w XIX wieku zderzył się brutalnie z Schopenhauerowską wizją miłości jako psychofizjologicznej procedury ustalania składu następnego pokolenia. Ta świadomość to dla ludzkiej jednostki horror – potwierdza autor Metafizyki miłości płciowej, dlatego zamaskowaliśmy grozę świata romantycznymi mitami i romansową gadaniną, byle tylko ominąć „ziejącą dziurę”; „to, co kobiece, co jest jego otchłanią i jego nocą” (Kristeva).
Przepisany na języki kultury męski lęk zaowocuje mizoginią – nienawiścią do kobiet jako odpowiedzialnych za złudzenie miłosne, które skrywa prokreacyjny popęd natury. Grecy przynajmniej jeden problem ominęli – miłość idealna oznaczała dla nich miłość męską, która nie przeczyła prokreacji, fundamentalnemu obowiązkowi dorosłych obywateli; instytucjonalnemu składnikowi małżeństwa z kobietą.
Wraz z chrześcijaństwem miłość do chłopców została potępiona jako sodomia, a jej miejsce zastąpił jednoznaczny heteroseksualny wzorzec połączony z pochwałą rodziny i prokreacji. O dziwo, wcale nie przeszkodziło to plenieniu się mizoginii oraz trwaniu swoistego „prawa bandy”; homoseksualizmu korporacyjnego, który do najbardziej wpływowych wtajemniczeń i stowarzyszeń dopuszczał wyłącznie mężczyzn i to przede wszystkim lub wyłącznie heteroseksualnych (tzw. homospołeczności – przyp. red.). Mimo romantycznej eksplozji dyskursu miłosnego, która nadała doświadczeniu miłosnemu rangę sensu życia, w praktyce codzienności nowoczesność i liberalizm pokazały, że większość fajnych rzeczy mężczyźni chcą robić tylko z sobą, bez kobiet.
I tak oto dotarliśmy do drzwi Empuzjonu, przed którymi witają nas Tomasz Mann i Olga Tokarczuk.
ALBO DZIURA, ALBO GÓRA
Mann reprezentuje u Tokarczuk kolejną nieudaną próbę ominięcia lub zaprzeczenia naszej naturalistycznej kondycji; przyrodniczego fundamentu najbardziej wyrafinowanych ludzkich tworów. Wielka, klasyczna powieść jest jak matryca, macierz, matrix, która bierze w posiadanie naszą wyobraźnię, aby ta w pokorze potwierdziła: tak, taki jest świat. Pojemność tych powieści jest nieskończona, kolejne pokolenia czytelników lokują w niej swoje wyobrażenia o świecie i okazuje się, że tam pasują. Mistrzowsko rozpoznała Tokarczuk aktualną siłę powieści Manna, przejęła tę klasyczną opowieść i napisała ją swoim oryginalnym, doskonale wyczulonym na współczesność głosem. Modernizm przełomu XIX i XX wieku, w reakcji na wspomniany przyrodniczy horror, właściwym domem człowieka uczyni to, co sztuczne – dzieła ludzkiej wiedzy i sztuki, których nie potrafi stworzyć natura, a których trwałość daje przynajmniej pozór nieśmiertelności.
Chodzi o to, aby zamiast zapewniać sobie trwanie rodu, „płodzić w pięknie” – jak chciał Platon. Aby ta intelektualna prokreacja mogła następować, trzeba łączyć się z innymi pięknymi duszami. Oczywiście zawsze – i u Platona, i u Manna – męskimi. Kłopot w tym, że te dusze mają też ciała, a pożądanie piękna miesza ze sobą oba porządki. Do jakiego upokorzenia to pomieszanie prowadzi, pokazał Mann w opowiadaniu Śmierć w Wenecji, gdzie podstarzały wyrafinowany esteta Gustav von Aschenbach traci rozum i godność dla pięknego chłopca. Jeszcze większego upokorzenia doznaje profesor Unrath w noweli Henryka Manna, unieśmiertelnionej w filmie Błękitny anioł za sprawą Marleny Dietrich. Obaj bracia Mannowie przyznają ponad wiekami rację Platonowi. My, ludzie, podzieleni przez zawistnego boga na mężczyzn i kobiety, tkwimy w egzystencjalnej pułapce pożądania, którego obiektem jest twór przyrody – ludzkie ciało. Paniczna reakcja powoduje oddzielenie tego, co „ludzkie” – rozum, idea, sztuka – od nieludzkiego, czyli przyrody. Skoro jednak tylko jedna płeć myśli, mówi i pragnie, to rola drugiej, tej reprezentującej pasywną bierność przyrody, przypada kobiecie. Ten prostacki, redukcyjny dualizm podzieli świat na niesprawiedliwe, biometafizyczne, karmione religiami i tyradami polityków kulturowe prawo i lewo.
Spór Tokarczuk z Mannem nie owocuje jedynie feministycznym pamfletem na dziaderski maskulinizm czy powieścią zemsty za historyczne prześladowania kobiet. To tylko gry gatunkowe autorki. Empuzjon okazuje się również powieścią o udręce męskości. U większości męskich bohaterów widać lęk przed naturą, kobietą, czułością, lepką czy ziemistą substancją, splątaniem, chaosem. Przenika ich obronne pragnienie struktury, prostych rozwiązań przecinających złożoność i komplikacje. Na tym tle, jak chwila ulgi, pojawiają się retrospekcje uroków kąpieli, której doświadczał Mieczysław, otulany pieszczotami i czułymi słowami przez wiejską opiekunkę.
Spór o płeć i jej prawa to główna różnica między powieścią Manna i Tokarczuk. Dla tej ostatniej ideologiczna oraz polityczna interpretacja różnicy między płciami jest fundamentalną przyczyną całego pasma dramatów, jakie gotujemy nie tylko sobie wzajem, ale również naturze. Opanować naturę oznacza bowiem ostatecznie zapanować nad śmiercią. Stąd w Empuzjonie Tokarczuk reaktywuje ten stary lęk przed różnicą płciową i pokazuje go wprost jako lęk przed losem wszystkiego, co żyje. Od starożytności po dziś wielu widziało w kobiecości siłę, która jest zarazem naszym przekleństwem i nadzieją na powstrzymanie śmierci przez rozmnażanie się i potomstwo. Zarówno mizogini wszystkich epok widzą w kobiecie podstęp natury, którym ta odwraca uwagę od ideału i wieczności, jak i wyznawcy świętości każdego życia starają się zapanować nad grozą „kobiecości”. Co nas z tego uleczy? Na czym polega przyrodoleczniczy skutek lęku przed przyrodą-matką-macicą-matrixem?
I tu pojawi się tajemnica erotycznej osobowości obu postaci. Jedną z najbardziej intrygujących cech Hansa Castorpa jest pewien rodzaj moralnej siły i odporności na manipulację innych, starszych, sprytniejszych, mądrzejszych. Castorp, wcielenie inteligencji mieszczańskiej, wychodzi cało z czterech prób uwiedzenia, jakim poddaje go Mann. I co najbardziej tajemnicze, żadnemu ostatecznie nie ulega. Dziwna odporność na ideologię i metafizykę, hedonistyczną zachłanność i pożądanie, jest szczególną zagadką tej postaci. Czy jest to rozsądna prawość, czy zdolność odgadywania skrytych intencji, czy może przeciwnie – swoiste lenistwo umysłowe sytego mieszczańskiego chłopca, który ceni prawo, społeczny ład, dobre posiłki i cygara bardziej niż wycieczki na szczyty ducha? Nie dowiemy się.
fot. Przemysław Jendroska
MW
Dlaczego on nie uległ amokowi, dlaczego myśli jasno, przerażająco jasno? (Empuzjon)
Olga Tokarczuk podjęła wyzwanie, którym jest zagadka zdolności opierania się sadomasochistycznym popędom, które symbolizuje Eros u Platona i Manna. Tropiąc źródła tej zagadki, wraca do Platona, u którego ludzkie pożądanie bierze się z braku – niekompletności, uświadamianej nam przez innego, którego pragniemy. Ten chroniczny ludzki brak przywodzi na myśl stan pełni jako wyzwolenie z udręki Erosa. Obrazuje go w Uczcie przypowieść Arystofanesa o trzeciej płci, która niegdyś miała istnieć obok znanych męskiej i żeńskiej. Nie była ich syntezą. Była postacią człowieka, który jest pełnią, to znaczy nie pożąda.
Bo naprzód trzy były płcie u ludzi, a nie, jak teraz, dwie: męska i żeńska. Była jeszcze i trzecia prócz tego: pewien zlepek z jednej i drugiej, po którym dziś tylko nazwa jeszcze pozostała, a on sam znikł z widowni. Obojnakowa płeć istniała wtedy, a imię jej i postać złożone były z obu pierwiastków: męskiego i żeńskiego. […] Strasznie to były silne istoty i okropnie wolnomyślne, tak że się zaczęły zabierać do bogów i do nich się odnosi to, co Homer mówi o Efialtesie i Otosie, to, że już zaczęli robić schody do nieba, żeby potem bogów napastować. (Uczta, przeł. W. Witwicki).
Zeus zaniepokojony tą potęgą porozrywał osobniki trzeciej płci, robiąc z jednej części mężczyzn, z drugiej kobiety. Obie płcie zachowały jednak pamięć o dawnej jedności i kiedy natrafią na swoją drugą połowę, pragną tę dawną jedność odzyskać. I to jest właśnie miłość. W tym fantazmacie o androgynie kryje się próba pomyślenia człowieka poza płcią, czyli poza pożądaniem.
Zainspirowana tą przypowieścią Tokarczuk tworzy postać Mieczysława, którego ciało ma cechy kobiety i mężczyzny; nie jest ani jednym, ani drugim, nie jest też syntezą dwu płci, ale ich wzajemną możliwością. Mieczysław Wojnicz jest próbą pomyślenia innej możliwości bycia człowiekiem. Nie jako „trzecia płeć”, ale jako „międzypłeć”. Jego inicjały „MW” symbolizują odwracalność, wymienność. Podmiot tej zmienności znajduje się pomiędzy płciami. A przecież żeby istnieć jako obywatel z wszystkimi prawami, trzeba mieć ustaloną płeć! Prawo, słownik i gramatyka nie pozostawiają wyboru. Trzeba wybrać za nas. Nie ma znaczenia, czy adekwatnie, czy nie. Konsekwencje są dozgonne – niebieskie, różowe; samochody, lalki; kuchnia, warsztat; tańce, piłka nożna itd. Zmianę trzeba wywalczyć, a jednak żadna rekompensata, żaden triumf jednej płci nie przyniesie rozwiązania – sugeruje Tokarczuk w Empuzjonie. I jest to myśl wysoce reakcyjna, gdyż staje w poprzek każdemu emancypacyjnemu radykalizmowi. Nawet najsprawiedliwszy triumf jednej płci jest powtórzeniem historycznych nieszczęść, jakie dała światu dominacja męskości. Od początku, od Platona, kulturowy i polityczny triumf jednej płci naznaczony był tragicznością; przeniknięty sadomasochistyczną udręką; niszczącym, niesprawiedliwym różnicowaniem ludzi; tyranią i triumfem jednej, męskiej płci, która na wieki zdominowała logos i eros – słowo i pożądanie.
Jesteśmy ciągle dziedzicami tego urządzenia świata, ale w Empuzjonie Tokarczuk rozważa jako antidotum rozwiązanie inne niż wojna i miłość. Klęskę humanistycznej edukacji na froncie pierwszej wojny obrazuje biegnący do ataku Hans Castorp, wdeptujący w błoto dłoń poległego towarzysza. Wojnicz znika ze strasznego, szykującego się do wojny świata, podobnie jak znikają w legendzie kobiety oskarżane o czary. Nie znika jednak w ogóle, ale jako mężczyzna-lub-kobieta staje się Platońską „trzecią płcią”. Wyzbywa się nadmiaru testosteronu, który niszczy przecież zarówno podmiot, jak i obiekt, a w końcu cały świat popędu „miłonienawiści”. Nie ma też w sobie melancholii, jaką przynosi sublimacja tego popędu w sztukę i poznanie. Zgodnie z bliską sobie koncepcją człowieka jako istoty zmąconej, Tokarczuk próbuje z pomocą literatury pomyśleć inną możliwość dla człowieka i jego płci. Ten rewolucyjny wymiar pośrednictwa objaśnia Wojniczowi doktor Semperweiβ:
– Pan, panie Wojnicz, czy jak mam się do ciebie zwracać – kontynuował – reprezentujesz sobą świat pośredni, trudny do zniesienia, bo niejasny. Ta wizja utrzymuje w nas swoistą chwiejność i nie pozwala zrealizować się żadnemu dogmatowi. Pan nam fundujesz jakąś krainę „pomiędzy”, o której nie chcielibyśmy myśleć, mając dość własnych biało-czarnych problemów. Pan nam pokazujesz, że ona jest większa, niż myśleliśmy, i że dotyczy również nas. Pan jesteś bomba – powiedział, dobitnie artykułując słowa. (Empuzjon)