Nasza zbliżająca się premiera „Serce ze szkła. Musical zen” powstaje na motywach nie tylko „Królowej Śniegu” Hansa Christiana Andersena, ale również i to w dużej mierze „Naku*wiam zen” Marii Peszek (wydawnictwo Marginesy). Jak baśniowa rzeczywistość Andersena zderza się z konkretem realnych biografii dwojga uznanych artystów, ojca i córki – Jana Peszka i Marii Peszek dowiecie się już 19 kwietnia, tymczasem zapraszamy do przeczytania fragmentu książki.
→ książka dostępna w sklepie online STUDIO i w teatrze przed spektaklami
Publikacja dzięki uprzejmości wydawnictwa Marginesy.
W społeczeństwie, w jakim dorastałam, jest wielu, którzy woleliby, żeby osoby takie jak ja były nieme. Dzięki relacji z Janem, przekraczającej wszystko, co przyjęte za obowiązującą normę, odkryłam swój głos. I siłę. Głos, który, mam nadzieję, wykorzystuję, by mówić także w imieniu tych, którzy z jakiegoś powodu takiej siły nie mają albo którym prawo do głosu odebrano.
Ta książka jest w jakimś sensie o tym samym, o czym wszystkie moje piosenki, a wcześniej moje aktorskie wcielenia – o prawie do bycia innym. O prawie do własnej drogi. O tym, że odstawanie, choć bolesne, może być źródłem siły.
1.
Sytuacja jest taka, że ja, Maria, znajduję siebie jako człowieka, ale też jako artystę, w dupie i stwierdzam, że to nie jest przyjemne miejsce. Nie jest tak, że to całkiem nowe dla mnie miejsce, że ja tu nigdy wcześniej nie byłam. Jasne, że byłam. Ale tym razem skala jest inna. Zakręt totalny, nie mogę oddychać. A jak nie mogę oddychać, to nie zaśpiewam, a jednak bym chciała.
Więc przychodzę do ciebie. Może mi powiesz, czemu to wszystko, o czym tyle razy gadaliśmy, nie działa? Może trzeba było, jak ci kiedyś Wiesiek Ochal, elektryk, powiedział – wychować córkę na kurwę, a syna na alfonsa, a nie jakieś ideały. Bo to nie działa, tato. Przychodzę do ciebie, bo wydajesz się szczęśliwy. Chciałabym się dowiedzieć, jak to robisz.
• Ciekawe pytanie. Ono mi każe zbadać ten stan, który nazywasz szczęściem.
– Albo jasnością.
• Albo nieodczuwaniem frustracji. Rzeczywiście mam poczucie spełnienia. Mogę umrzeć bez żalu. Mam to od dość dawna. Gdybym nagle umarł, na przykład te pięć dni temu, to miałbym poczucie, że mnie to nie zaskakuje. Że odchodzę w poczuciu nienarobienia jakiegoś bałaganu w życiu, nienarobienia zasadniczych krzywd ludziom i poczuciu wartości mojego życia, czymkolwiek ono jest.
Na pewno w wymiarze czasowym życie nie jest w porządku; że żyjemy te kilkadziesiąt lat i to nam musi wystarczyć. Ten proces od dzieciństwa, młodości, wieku średniego po powolne zbliżanie się do starości – właściwie ona już przyszła – tak zawsze mi się wydawało i zawsze to mówiłem, że się nie udały te proporcje. Poniżający jest ten stan agonii. Że to, na co całe życie pracowaliśmy, ten ogromny potencjał nadziei, planów, obraca się w jakiś długo trwający koniec, niegodny właściwie niczego. I nawet to ulega teraz jakiejś spokojnej rewizji.
– Ale zdarzały ci się sytuacje, kiedy wszystko, w co wierzysz, przestawało nagle mieć jakiekolwiek znaczenie?
• Wbrew wszystkim opiniom, jakie zbieram o sobie, jestem człowiekiem szalenie optymistycznym. To znaczy emocjonalnym i w gruncie rzeczy bardzo niedojrzałym. Na przykład kompletnie mnie nie uczą porażki czy zawody w życiu, tylko ciągle mam głupią nadzieję i ostatecznie wiarę w człowieka, który jest wewnątrz mnie jakimś pojęciem ideału.
– Ale nie odpowiadasz mi na proste pytanie.
• To znaczy?
– Czy zdarzały ci się momenty, kiedy miałeś wrażenie, że to, w co wierzysz, nie działa. Kompas się zepsuł i co wtedy?